Głód dotyku

4 minuty czytania

głód dotyku

Gdy po raz pierwszy dowiedziałem się o "Głodzie dotyku", na moich ustach pojawiło się jedno pytanie: "Kim, do cholery, jest Kathleen Duey"? Z przypuszczeniem, że jest to kolejna młoda autorka, próbująca swych sił w literaturze, wklepałem jej personalia w polskich Google. Tak jak podejrzewałem, jedyne wyniki ukazywały mi tylko tę książkę, natomiast o autorce nie było żadnych informacji. Przerzuciłem się więc na światowy filtr i zobaczyłem tylko dwa nowe wyniki, z czego jeden to była oficjalna strona pisarki. Nic więc nie wskazywało na to, że moje przypuszczenia były błędne. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że autorka wydała kilkadziesiąt książek i ma kilkuletni staż w tej dziedzinie. Dodatkowo za "Głód dotyku" została finalistką National Book Award 2007. Wniosek z tego był prosty – albo jej książki są naprawdę kiepskie, albo jest to jedna z niedocenianych perełek. Jaki więc jest "Głód dotyku"?

Książka opisuje naprzemiennie dwie historie, które rozgrywają się w odstępie prawdopodobnie kilkuset lat. Bohaterem pierwszej jest Sadima – dziewczyna, której matka umarła tuż po jej urodzeniu. Winnemu wszystkiemu była magia... A właściwie jej brak. W świecie naszej bohaterki magii jest jak na lekarstwo, natomiast pełno jest wszelkiej maści oszustów. Właśnie taka "czarownica" pozwoliła matce Sadimy umrzeć i, co więcej, okradła jeszcze jej rodzinę. Dość szybko dowiadujemy się, że dziewczyna potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Przez to właśnie trafiają do niej Somiss, egoistyczny arystokrata, pragnący wskrzesić magię oraz jego dobroduszny sługa Franklin, w którym to Sadima zakochuje się od pierwszego wejrzenia.

Druga historia rozgrywa się kilkaset lat później. Realia nieco się zmieniły – magia jest dostępna, jednakże tylko dla najbogatszych. Bohaterem tej opowieści jest Hahp, syn możnego kupca, którego ojciec uważa za kompletnie niewartościowego i oddaje do akademii czarów, żeby został czarnoksiężnikiem. Jej zasady są proste – kto tam wszedł, już stamtąd nie wyjdzie. Spośród dziesięciu adeptów przeżyje tylko jeden i do tego nie wiadomo, czy zostanie czarnoksiężnikiem. Chłopcy są tam brutalnie traktowani. Jeżeli nie nauczą się przywoływać jedzenia, to będą głodować, a w konsekwencji umrą. Akcja zaczyna nabierać tempa, gdy wychodzi na jaw, że kierownikami akademii są Somiss oraz Franklin...

Biorąc książkę do ręki, byłem pełen obaw. Z jednej strony ciążyły mi na sercu wątpliwości, przedstawione przeze mnie na początku, natomiast z drugiej byłem przyciągany przez piękną okładkę. Była mroczna i tajemnicza – dokładnie odpowiadała czytanemu wcześniej przeze mnie opisowi i fragmentowi tekstu. Jedynym mankamentem jest to, że po skończeniu książki, nie za bardzo wiem, co też ona przedstawia, gdyż nie znalazłem odniesienia w tekście. Niemniej jednak jest to drobny szczegół, gdyż podstawowe zadanie – przyciągnięcie wzroku oraz zaciekawienie – zostały spełnione.

Na początku był Chaos... To znaczy się, było ciężko. Prosty język, powolna akcja i dość banalnie zapowiadająca się historia zaczęły mnie męczyć. Nawet opis okrwawionej matki Sadimy i jej samej w wersji niemowlęcej, prawie że nieżywej i leżącej na podłodze, nie przekonał mnie, że jest to książka dla starszych osób. W tym przekonaniu utwierdziło mnie wydarzenie, w którym to Hahp wraz z rodzicami wzbija się powozem w powietrze. Część z was na pewno powie – i co z tego? Dlaczego coś takiego nie może się pojawić w świecie magii? Odpowiem wam wtedy, że w moim odczuciu wyglądało to dość infantylnie i pasowało bardziej do jakiejś baśni. Mniej bym się czepiał chyba, gdyby rodzinka poleciała na dywanie. W każdym razie postanowiłem obniżyć swoje oczekiwania o klasę i wtedy niespodziewanie książka mnie zaskoczyła.

Prawdziwe jest powiedzenie – co nagle, to po diable. Obniżając belkę startową, musiałem temu tekstowi naprawdę dopiec, gdyż jak na złość, oddał daleki skok i do tego wylądował telemarkiem. Historia zaczęła się rozwijać i, mimo początkowych wrażeń, wykazywała się mniejszą bądź większą niebanalnością. Naprawdę zaciekawił mnie motyw doszukiwania się magii w starych cygańskich pieśniach, przekazywanych przez pokolenia z ust do ust czy też raczej uszu. Także konstrukcja świata zasługuje na uwagę. Władcą krainy, w której rozgrywa się akcja, jest król. W pewnym momencie dowiadujemy się, że istnieją opowieści o władcach, którzy rządzili wszystkim lub o potężnych czarnoksiężnikach. Jednakże w jednych nie występują drudzy i odwrotnie. W tej części trylogii nie dane nam jest poznać prawdy. Zapewne leży ona pośrodku.

Już średnio rozgarnięci czytelnicy powinni zauważyć różnicę w narracji obu opowieści. Historia Sadimy jest pisana z perspektywy trzeciej osoby, natomiast Hahpa z pierwszej. Dopiero sugestia koleżanki otworzyła mi oczy na to, kto jest głównym bohaterem tej książki. Wcześniej tego nie dostrzegałem, gdyż obie historie opisywane są naprzemiennie i są mniej więcej tej samej długości. Należy więc przypuszczać, że fragmenty dotyczące Sadimy stanowią w większej części tło fabularne. Jeżeli już jestem przy naprzemiennym podziale książki, to muszę go pochwalić. Krótkie fragmenty pozwalają skończyć czytanie dosłownie w każdym momencie i bez problemu możemy później odnaleźć przerwany wątek.

Osobny akapit postanowiłem poświęcić tytułowi. "Skin hunger" zostało dobrze przetłumaczone na język polski. W internecie można dowiedzieć się, że dzieci, które nie otrzymywały od innych żadnego fizycznego kontaktu, jak na przykład łaskotania czy pocałunków, stawały się chorowite, zamknięte w sobie, a niektóre nawet umierały. Pasuje to dość dobrze do sytuacji Hahpa. Drugą definicję można przyrównać do nieszczęśliwej miłości, co można odnieść do Sadimy. Jak to wygląda dokładnie w książce, zostawiam do odkrycia czytelnikowi.

Podsumowując, uważam, że czternastoletnie dzieci będą czytały tę książkę z wypiekami na twarzy. Dla starszych jest to dobry przerywnik pomiędzy czymś ambitniejszym bądź też sposób rozrywki na nudne popołudnie czy książka do poczytania na ławce podczas spaceru w parku. Choć jej opis prawdziwie informuje nas, że jest ona złożona, to nawiązania i przeskoki pomiędzy obiema historiami nie są skomplikowane i są naprawdę czytelne. Zakończenie pozostawia autorce wiele pola do manewru i z radością przyznaję, że intryguje mnie to, co może wymyślić w kolejnej części. Cytując słowa Franklina, skierowane na pierwszej lekcji do adeptów w akademii, zachęcam was, drodzy czytelnicy, do udania się do sklepu po egzemplarz "Głodu dotyku", aby zacząć flirt z paradoksem.

Dziękujemy wydawnictwu Akapit-Press za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
8.75 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...